„Gorąca oferta” Charlotte Mils

Emily Carson to dziewczyna świeżo po studiach, świętująca zdobycie pierwszej pracy. Przypadkowo poznaje Marcusa, który robi na niej wrażenie prostackiego celebryty.

Wystarczy jednak trochę czasu i wspólny wyjazd na Wyspy Kanaryjskie, żeby zakochała się w nim bez pamięci.

Niestety zaraz po powrocie z wakacji Emily dowiaduje się dowiaduje się o wstrząsającym sekrecie, który oddala ją od mężczyzny. Stopniowo na światło dzienne wychodzą kolejne mroczne tajemnice a Emily stanowczo zbyt późno orientuje się, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo.

Źródło opisu: https://muza.com.pl/grzeszne-ksiazki/3705-goraca-oferta-9788328716056.html

Ci, którzy już mnie troszeczkę znają, wiedzą, że często sięgam po debiuty. Uwielbiam tę pewną dozę wybuchowej mieszanki niepewności połączonej z ciekawością. Nigdy nie wiadomo, z resztą w przypadku „sławnych” autorów także, co skrywa kolejny nowy tekst. Czy w tym przypadku również bezgranicznie przepadłam, czy może tym razem było całkowicie na odwrót? Zapraszam serdecznie na krótką opinię.

Na początek przybliżę Wam odrobinę fabułę.
On – Marcus Frost – nieziemsko przystojny, milioner, początkowo arogancki buc, który zawsze dostaje, to co chce. Skrzętnie także ukrywa przed światem pewną tajemnicę z przeszłości, która może przekreślić jego nieskazitelny obraz.
Ona – Emily Carson – młoda dziewczyna, która, aby ratować swojego brata, jest nawet gotowa przyjąć ofertę szanownego Pana Frosta, z którym miała już przyjemność się wykłócać.
Można by pomyśleć, że podobnych książek było już na pęczki, co absolutnie mi nie przeszkadza. Ba! Osobiście także takie lubię. Początek zwiastował bardzo przyjemną lekturę, idealną na przerywnik między jedną mafijną książka a drugą, ale….

Dla mnie tego wszystkiego było za dużo i za szybko. Gdyby bohaterowie musieliby zmierzyć się z jedną przeciwnością losu, obojętnie którą, ale tylko z jedną. Wtedy uważam, wyszłoby zdecydowanie lepiej. Wykreowaną postać Emily odebrałam jako niezdecydowaną nastolatkę, która chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Jej liczne dywagacje czy kocha Marca, czy też nie, działały na mnie lekko irytująco. Infantylny brat, którego miałabym ochotę udusić, natrętny Jeffrey, Gorylica, stanowili prawdziwy miszmasz. Obiektywnie przyznaję, że książkę czyta się szybko, język jest lekki i przystępny. Mamy możliwość poznania całej historii oczami samej Emily, jak i Marcusa, chociaż dla mnie, stanowczo za mało było wersji widzianej jego oczami. Doceniam ten podział, bo bardzo lubię wiedzieć, jak to widzą bohaterowie, ale uwielbiam wiedzieć, co siedzi w głowie mężczyzn i jak oni to wszystko widzą.

Czytając opis, spodziewałam się zupełnie czegoś innego, niemniej jednak książkę przeczytałam. Czy bawiłam się źle – nie, ale czy bym ją bardzo poleciła – niestety nie. Mimo to liczę, że następne książki autorki wywrą na mnie takie wrażenie, że wypadnę z moich kapciuchów.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Akurat.