„Bez pożegnania” Mia Sheridan

Byli braćmi – bliżniakami – i choć kochałam obu, to moje serce należało tylko do jednego z nich.

Lia Del Valle kochała Prestona Sawyera praktycznie od zawsze. Córka ubogiej imigrantki najmującej się do pracy na farmie, wychowała się w Dolinie Kalifornijskiej jako wyrzutek, mając za dom maleńki budynek gospodarczy. Ale jej serce odnalazło wolność na bezkresnych polach Farmy Sawyerów i w towarzystwie chłopców, którzy stali się jej przyjaciółmi.

Preston wzdychał do Lii, odkąd był nastolatkiem. Ale przed uczynieniem pierwszego kroku powstrzymywało go złożona obietnica. Aż do pewnego skwarnego, letniego wieczoru, kiedy połączyły się ich światy – i ciała. Zainicjowało to ciąg wydarzeń, który już na zawsze miał zmienić ich życie.

Lia wróciła właśnie do miasteczka po tym, jak zniknęła bez śladu na sześć długich miesięcy. Jest pełna determinacji, aby odzyskać swoje serce, swoje życie i dziecko – syna, który przyszedł na świat jako owoc namiętności, miłości i dojrzewającego lata

Źródło opisu: https://www.purplebook.com.pl/ksiazki/bez-pozegnania/

#Współpraca reklamowa

Kochane Moliki, czy zdarzyło się Wam kiedyś wrócić do tej samej książki po latach? Znanej, ale jednocześnie delikatnie zapomnianej? Mnie tak właśnie skusiło wznowienie jednej z powieści Mii Sheridan. Autorki, którą uwielbiam za słodko-gorzkie historie. Kiedy ją tylko zobaczyłam, nie mogłam się powstrzymać, żeby ją „poznać”, mimo iż miałam przeczucie, że czytałam ją już wcześniej i to kilka lat temu. Pomyślałam sobie, że mimo wszystko zrobię sobie takie czytelnicze deja vu. Chcecie wiedzieć, jak wypadło drugie spotkanie z tą opowieścią? Zapraszam Was na krótką opinię!

W tej historii poznajemy dwoje bohaterów, których życie naznaczyła samotność i trudne wybory. On to małomówny farmer który kocha ciężką pracę na farmie, dla którego raz dane słowo jest wręcz święte. Ona zaś to zamknięta w sobie emigrantka, emocjonalnie opuszczona przez matkę, desperacko próbująca stać się niewidzialna dla wszystkich. Lia to cicha, zagubiona dusza, która od lat niesie w sobie ogromny ciężar. Choć oboje znają się od dziecka, ich relacja jest pełna niedomówień, które z czasem przybierają na sile i zaczynają wpływać na ich relacje. Pamiętam, jak poprzednio poruszył mnie kluczowy moment, w którym Lia podjęła decyzję, której nie umiałam zrozumieć, wręcz nie mieściło mi się to w głowie. Teraz jednak, jako kobieta w średnim wieku, odbieram jej historię troszeczkę inaczej. Nadal nie potrafię usprawiedliwić jej decyzji, ale jest mi jej żal. To, co czuła, musiało być tak przytłaczające, że wydawało jej się jedynym wyjściem. To pokazuje, jak emocje potrafią przyćmić rozsądek i zabrać tak ważną nadzieję. Nic dziwnego, że Preston początkowo nie był w stanie jej zaufać, chyba nikt by tego nie zrobił. A jednak to mężczyzna o wielkim sercu, choć sam również się pogubił, wciąż budzi moją sympatię. Jest w nim coś, co sprawia, że łatwo go polubić. Mimo trudnej przeszłości i ciężkich wydarzeń, oboje podejmują próbę walki o wspólną przyszłość. Czy uda im się pokonać przeszkody, przebaczyć sobie nawzajem i odnaleźć siebie na nowo? Tego już oczywiście zdradzać Wam nie będę, musicie przekonać się o tym sami. 

Książki Mii Sheridan potrafią „sponiewierać” emocjonalnie, wywołać skrajne emocje oraz wewnętrzny mętlik. Każda z nich opowiada miłosne historie z trudnościami, z jakimi muszą się zmierzyć bohaterowie. Czasami to los na nich zrzuca problemy, a czasami (niestety) oni sami je tworzą. Nie mniej jednak zawsze potrafią poruszyć u mnie jakąś delikatną strunę. Jej bohaterowie są nieidealni, często pogubieni, ale właśnie dzięki temu tak bardzo ludzcy i bliscy. „Bez pożegnania” jest naprawdę dobrą lekturą, co absolutnie nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem i szczerze Wam ją polecam.

Za możliwość mojego drugiego re-readu w życiu i co ciekawe drugiej książki tej samej autorki — serdecznie dziękuję Wydawnictwu Purple Book.

„Bez pożegnania” do kupienia na Bonito