„Zielarka” Katarzyna Muszyńska


W każdej legendzie tkwi ziarnko prawdy. Przez całe życie Marena wiedziała, że nie będzie jej wolno zakochać się i założyć rodziny. Nigdy nie opuści Góry Kujawskiej, a jej jedynymi towarzyszkami będą zielarki leczące mieszkańców Bydgostii.

Każdego dnia uczono ją właściwości roślin i symptomów najróżniejszych choróbsk.
Okazało się jednak, że trzy przebiegłe Zorze miały względem niej zupełnie inny plan.

Gdy budząca się w niej moc stała się zbyt silna, musiała wyruszyć na poszukiwania mitycznej wiedźmy i przekonać ją, by ta pomogła jej zapanować nad darem, który stał się jej przekleństwem. Jakby tego było mało, wszystko skomplikował pewien wiking, z którym połączyła ją dziwna więź.

W wyścigu ze śmiercią Marena zapomniała o najważniejszej zasadzie. Zawsze trzeba rozsądnie dobierać sojuszników. Nigdy nie wiadomo bowiem, kto przyparty do muru zdradzi.

Źródło opisu: https://www.waspos.pl/kopia-katarzyna-mak

Po „Zielarkę” sięgnęłam trochę z ciekawości a trochę dlatego, żeby odpocząć od burzliwych i gorących romansów i morderczych mafijnych bossów. Nawet przez myśl mi nie przeszło, czego doświadczę, zatracając się w lekturze.

W swoim czytelniczym życiu nie miałam do tej pory przyjemności poznać podań i legend słowiańskich utrwalonych na kartach powieści. Pamiętam, że w szkole podstawowej wraz z całą klasą byłam w kinie na adaptacji „Starej Baśni” i szczerze mówiąc, nie bardzo przypadło mi to do gustu. Nie oznacza to jednak, że nie lubię mitologii czy fantastyki. Po prostu sięgam po nią ostatnio rzadziej.

Marena została oddana przez matkę w wieku czterech lat, w ręce zielarek z Góry Kujawskiej. Od najmłodszych lat wpajane miała wszystkie właściwości ziół, traw, krzewów czy kwiatów. Uczono jej sztuki leczenia i przynoszenia ulgi cierpiącym. W związku, iż Zielarki na stałe związały swój los z leczeniem, nie wolno im założyć rodziny i posiadać dzieci. Skazane są na samotność. Marena oddawała się nauce z prawdziwą gorliwością i już w wieku siedemnastu lat była gotowa, aby samodzielnie nieść pomoc chorym. Pewnego dnia, za namową koleżanki, wymknęły się do pobliskiej wioski, na zabawę z prawdziwymi tańcami. Gdy zabawa rozkręciła się na dobre, przez przypadek nasza bohaterka odkryła, że nie jest zwykłą Zielarką. Została obdarzoną niezwykłym żarem płynącym w jej wnętrzu. Nagle ze zwykłej i skromnej adeptki tajemnic zielarskich, stała się prawdziwą słynną Uzdrowicielką. Ta nowa funkcja wywróciła jej życie do góry nogami. Nie mogła już pozostać ze swoimi towarzyszkami na Górze. Musiała przenieść się do grodu, gdzie włodarz Bydgostii, musiał zapewnić jej należytą opiekę oraz zapewnić jej odpowiedniego nauczyciela. Wilkomir starał się wszystkimi sposobami nauczyć Marenę odpowiedniego korzystania z jej żaru, niestety jego pomoc na niewiele się zdała. Postanawiają wyruszyć więc na poszukiwaniu dwustuwiecznej Jagi, która jako jedyna jest w stanie pomóc, niestety od lat nikt o niej nie słyszał i nie widział. Tak właśnie zaczyna się ich przygoda.

„Zielarka” to książka o przyjaźni, wielkiej samotności, matczynej miłości, a wszystko to okraszone słowiańskimi wierzeniami. Autorka włożyła „kawał” świetnej roboty. Samo przygotowanie oraz wplecenie w całą fabułę podań i wierzeń z zamierzchłych czasów zasługuje na prawdziwe uznanie. Na prawdę można odnieść wrażenie podróży w czasie. Dodatkowo jest tak napisana, że nie można się przy niej nudzić. Na każdym kroku spotykamy ciekawe zwroty akcji. Wyczuwam w tej pozycji świetny potencjał, nawet na kolejne być może części. Jest to świetna książka dla każdego, kto pragnie czegoś zupełnie innego. Ja ostatnio zaczytuję się jednak w innej literaturze, ale absolutnie nie żałuję uczestnictwa w tej wyprawie. Kto ma ochotę na coś niebanalnego, serdecznie zapraszam do poznania tajemniczych bohaterów.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Waspos.