„Bez pożegnania” Mia Sheridan

Byli braćmi – bliżniakami – i choć kochałam obu, to moje serce należało tylko do jednego z nich.

Annalia Del Valle kochała Prestona Sawyera praktycznie od zawsze. Córka ubogiej imigrantki najmującej się do pracy na farmie, wychowała się w Dolinie Kalifornijskiej jako wyrzutek, mając za dom maleńki budynek gospodarczy, dawną szopę. Ale jej serce odnalazło wolność na bezkresnych polach Farmy Sawyerów i w towarzystwie chłopców, którzy stali się jej jedynymi przyjaciółmi.

Preston wzdychał do Annalii, odkąd był nastolatkiem. Ale przed uczynieniem pierwszego kroku powstrzymywało go poczucie honoru. Aż do pewnego skwarnego, letniego wieczoru, kiedy nie jest się w stanie dłużej powstrzymywać. Tego wieczoru łączą się ich światy – i ciała. Inicjuje to ciąg wydarzeń, który już na zawsze zmieni ich życie.

Annalia wróciła właśnie do miasteczka po tym, jak zniknęła bez śladu na sześć długich miesięcy. Jest pełna determinacji, aby odzyskać swoje serce, swoje życie i dziecko – syna, który przyszedł na świat jako owoc namiętności, miłości i nagromadzonego latami pragnienia.

Preston poradził sobie z żałobą, pustoszącą zbiory suszą i targającym duszę cierpieniem, ale nie ma pewności, czy raz jeszcze poradzi sobie z Annalią. I możliwe, że wcale nie ma ochoty próbować. Czy duma i gorycz powstrzymają go przed sięgnięciem po to, czego pragnie przecież od zawsze?

Jak naprawić to, co zostało nieodwracalnie zniszczone? Jak wybaczyć niewybaczalne? Jak zrozumieć, że prawdziwy honor wywodzi się nie ze słów i okoliczności, ale z głębi serca, gdzie kryje się prawda? I jak poradzić sobie z dawnymi ranami i odkryć, że zdarza się taka miłość, która jest równie stała i niezmienna jak sama ziemia?

źródło opisu: Edipresse

Książki Mii Sheridan potrafią sponiewierać emocjonalnie, wywołać skrajne emocje oraz mętlik wewnętrzny. Każda z nich opowiada miłosne historie z trudnościami, z jakimi muszą się zmierzyć bohaterowie. Czasami to los na nich zrzuca problemy, a czasami (niestety) oni sami je tworzą. Nie mniej jednak, zawsze potrafią poruszyć u mnie jakąś delikatną strunę. Bez pożegnania miało tak różne oceny, gdzieś nawet przeczytałam że to najgorsza z książek Mii, więc musiałam się przekonać, jak to do końca z nią jest.

Książka jest na prawdę dobra, co absolutnie nie jest dla mnie zaskoczeniem. Wciągnęła mnie jak zawsze, szybko się czyta. Ale…… no właśnie, ale Bez pożegnania nie zachwyciła mnie tak jak poprzednie, jednak czegoś mi w niej po prostu zabrakło. Absolutnie nie zniechęcam do przeczytania, wręcz uważam że, jest ona do przeczytania.

Mamy do czynienia z małomównym, prawdziwym farmerem, który kocha pracę na farmie, dla którego raz dane słowo jest święte oraz biedną, zamkniętą w sobie, niekochaną przez matkę emigrantkę, dziewczynę, która za wszelką cenę chce się stać niewidzialna dla otoczenia. Wielki plus dla autorki za to, że przedstawiła takich bohaterów, jakich możemy spotkać w naszym codziennym życiu. W całej tej opowieści jest bardzo dużo niedomówień, które później rzutują na losy Lii i Prestona. Najbardziej jednak nie mogłam darować głównej bohaterce, że zostawiła swoje dziecko. Jaką trzeba być kobietą, żeby tak postąpić. Fakt wróciła i z biegiem książki lepiej poznałam jej motywy, lecz ciężko coś takiego zapomnieć. Nic dziwnego, że na początku Preston nie darzył jej zaufaniem. Mimo przeszłości podjęli walkę o wspólną przyszłość ale czy wyszli z tego zwycięsko, przekonajcie się sami.

A jakie są wasze wrażenia?