„Katherine” Kinga Litkowiec

Katherine nie jest zwykłą kobietą. Jako córka Jordana Blakemore’a od najmłodszych lat musi radzić sobie sama i udowadniać, że nie odstaje od braci. Dzięki temu stała się zbuntowana, odważna i zadziorna. Nie wierzy w miłość i traktuje mężczyzn z góry.
Znienawidzony przez nią Carter Acosta nie zamierza dawać za wygraną w walce o jej względy, choć jest z góry skazany na porażkę. Aż pewnego dnia los się do niego uśmiecha.

Postawiona pod ścianą Katherine kłamie, a mężczyzna decyduje się wykorzystać sytuację, wiedząc, że nie ma już nic do stracenia. Żadne z nich jednak nie jest gotowe na konsekwencje tego kłamstwa.

Czy to możliwe, by nienawiść przekształciła się w miłość?
I czy taka kobieta jak Katherine może liczyć na szczęśliwe zakończenie?

Źródło opisu: https://wydawnictwoblackrose.pl/produkt/katherine-3-kinga-litkowiec/

Po mrocznym Jacobie i władczym Vincencie przyszła wreszcie pora na nieposkromioną Katherine, kolejną składową licznej familii Blakemore. Jak zapewne się domyślacie dzisiaj mam dla Was właśnie jej recenzję. Bez zbędnego przeciągania, serdecznie zapraszam!

Również nie będzie dla Was ogromnym zaskoczeniem, gdy powiem, że lubię pióro autorki i sięgam po nie dość często. Nic więc dziwnego, że również zaczytuje się w serii opowiadającej o losach pokręconej rodzinki. Tym razem za sprawą autorki poznajemy bliżej Katherine, kobietę zdecydowanie wyróżniającą się na tle innych i daleko jej do delikatnych i kruchych dziewcząt, które mdleją na widok krwi lub broni. Życie nauczyło ją, że zawsze trzeba walczyć o swoje, nigdy nie pokazywać słabości i nigdy nic nie czuć. Do tej mieszanki dodając jeszcze jej wybuchowy charakter, otrzymujemy prawdziwą mieszankę wybuchową z opóźnionym zapłonem. Choć bracia dokładali wszelkich starań, aby trzymać ją z daleka od otaczającego ich wszystkich mroku, nie zawsze się im to udawało. Ona sama, choć wyzuta z emocji, to szczerze nie znosi i nie trawi Cartera Acosty, przyjaciela jej braci, który związany jest z nimi od lat, który to kocha ją, odkąd tylko sięga pamięcią. Niestety Kat nie może nawet na niego spojrzeć. Jednak sytuacja zmienia się diametralnie, gdy Kat, próbując wymigać się od małżeństwa z szemranym typem wybranym przez głowę rodu — Jordana Blakemora, wymyśla na biegu kłamstwo, jakoby szykowała się do ślubu właśnie z Carterem. Czy Acosta w tym fortelu dostrzeże niepowtarzalną okazję dla siebie? A może to przymus spędzania ze sobą wspólnego czasu sprawi, że Kat spojrzy na swojego „narzeczonego” z innej perspektywy? A co jeszcze ciekawego wydarzy się w tej rodzince?

Kolejny fragment układanki wskakuje na swoje miejsce jednak czy rodzeństwu uda się dostrzec, to co od dawna było głęboko ukryte. Pani Kinga niczym kreskówkowa Tekla z Pszczółki Mai wije misterną intrygę niczym misterną pajęczynę, która z każdym kolejnym tomem rzuca nowe światło na już zebrane informacje, aby za chwilę pogmatwać je jeszcze bardziej. Uwielbiam takie zabiegi, dodają tajemniczości i odpowiedniego smaczku. Po raz kolejny to, co pisze autorka, nie jest ckliwym mydlanym romansikiem z zakochaną parą kroczącą w promieniach zachodzącego słońca. Kat to kobieta ogień i choć początkowo nie bardzo przepadałam za Carterem, tak w tej historii szczerze mu kibicowałam. Na absolutną uwagę zasługuję także fakt, że oprócz samej historii, samo wydanie jest przepiękne, estetyczne i dopracowane w najmniejszych szczegółach, z resztą cała ta seria jest tak samo cudownie wydana. Przyciąga ona wzrok i hipnotyzuje czytelnika. Jeśli szukacie nietuzinkowej historii, pełnej emocji, intryg, tajemnic, licznych zwrotów akcji, namiętności, pożądania i domieszki erotyzmu to coś idealnego dla Was. Ja jak najbardziej polecam i czekam na opowieści o kolejnych Blakemorach.

Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję autorce oraz Wydawnictwu BlackRose.

„Katherine” do kupienia na Bonito