„Starburst. How to get famous” Alexina A. Glick
Jak zostać gwiazdą… przez przypadek
Jelly to miłośniczka książek, herbaty i kotów. Brzmi znajomo? Ale czy wspominałam, że jest także wyjątkowo irytującą, słyszącą głosy kelnerką ze sporymi szansami na przypadkowy samozapłon? Jakby tego było mało, jest sama w obcym mieście, kontakt utrzymuje tylko z rodziną, nowo poznanym chłopakiem i znajomym z pracy. Gdy więc podczas wieczornego zamykania kawiarni i całkiem pokracznego tańca z miotłą dostaje propozycję szalonego zakładu, nie waha się ani chwili i w efekcie idzie na przesłuchanie do nowego muzycznego talent show. Przyszła socjopatka w programie rozrywkowym? To brzmi rewelacyjnie! Sława, pieniądze, nowi przyjaciele i wspaniali trenerzy. Oczywiście do czasu, gdy okaże się, że jeden z nich ma nierówno pod sufitem, a luksusowy dom dla uczestników zmienia się w złotą klatkę.
Dodam jeszcze, że w książce pojawia się sporo nagich i bardzo seksownych torsów. Jeśli sprzeda się dużo egzemplarzy, to nakręcą film i wtedy wszyscy zobaczymy te kształtne sylwetki na wielkim ekranie!
(A tak na serio to książka o szalonych początkach głównej bohaterki w programie rozrywkowym „Starburst Galaxy”, czyli połączeniu talent i reality show, a także o jej miłosnych perypetiach w świecie show-biznesu!)
Źródło opisu: https://ksiegarnianowabasn.com/pl/p/Starburst.-How-to-get-famous/512
#Współpraca reklamowa
Moje Mokli, zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda talent-show, ale tak z perspektywy uczestnika? Tak od środka? Zaczynając od wygranego castingu poprzez przygotowanie w tak zwanym etapie zero do późniejszej cotygodniowej rywalizacji? Przyznam szczerze, że wcześniej na ten temat nie myślałam, ale motyw wydał mi się dość ciekawy, zwłaszcza że zdecydowanie różni się od historii, po które ostatnio sięgałam. Pomyślałam sobie, że może w tym wakacyjnym czasie przyda mi się właśnie taka odmiana, to co ciekawi Was, co tam znalazłam? Zapraszam na krótką recenzję.
Za sprawą autorki poznajemy młodą polkę — Andżelikę Kotkę-Księżopolską oraz jej fantastyczne alter ego — Pani Hyde, które przedstawiane jest z nieprzeciętnym humorem i odpowiednią dawką sarkazmu, ale spokojnie to nie Andżelika przeobraża się w kogoś innego, tylko Pani Hyde jest jej głosem sumienia i często ucinają sobie fantastyczne utarczki słowne. Powracając jednak do samej historii Andżeliki, czy też jak woli siebie nazywać Jelly, która wyjechała do Londynu, aby rozpocząć studia na tamtejszym uniwersytecie, ale wraz z nią przez pewien zakład udajemy się na casting do nowego muzycznego programu. Jej jedynym zadaniem było zrobienie sobie zdjęcia na scenie dokumentującego, że wzięła w tym szalonym przedsięwzięciu udział, jednak nie spodziewała się, że wygrana z Chrisem i uniknie sprzątania toalet przez miesiąc, tak bardzo wpłynie na jej życie. W międzyczasie przez przypadek i dzięki kawie dziewczyna poznaje sympatycznego chłopaka Michaela, który jak się okazuje, również jest związany z branżą muzyczną. Ich wzajemna znajomość stopniowo i uroczo zmienia się w nieco bardziej zaangażowaną relację. Gdy pewnego dnia przychodzi wiadomość o przejściu do udziału w etapie zero „Starburst” Jelly staje przed trudnym wyborem, realizacją swoich założonych celów czy też udział w przygodzie życia.
Moi kochani, choć nastoletnie czasy mam już zdecydowanie dawno za sobą, to perypetie Jelly czytało mi się bardzo przyjemnie i spędziłam z nimi fajny czas. Udział w talent-show a w zasadzie, póki co w samych przygotowaniach, przynosił nowe wyzwania, nowe trudności i nowy stres. Autorka stworzyła bardzo ciekawych bohaterów i nie mówię tu tylko o głównych, barwne i interesujące współlokatorki Jelly, intrygujący i przystojny trener, który od lat był idolem Andżeliki, tajemniczy Michael, który skrywa jakiś sekret, albo Harold — przyjaciel, który zamiast wspierać swoją najbliższą koleżankę, obraził się, na to, że chciała od życia czegoś innego i ekscytującego. Bardzo fajnym zabiegiem była Pani Hyde, to taka odpowiednia dawka humoru do całej historii, nadająca jej charakterystycznego „flow”. To wszystko sprawia, że książka ma dla mnie bardzo pozytywny odbiór. „Starburst” to nie opowieść o sławie, to historia o przyjaźni, miłości, szansie w przygodzie życia, walce z samym sobą i swoimi słabościami, a wszystko to spisane i opakowane w cudowną oprawę, o której zdecydowanie również należy wspomnieć. Ta historia to mieszanka komedii, młodzieżowego romansu i dramatu, ukazująca, jak nieoczekiwane wydarzenia mogą zmienić nasze życie i jak ważne jest, aby być wiernym sobie w obliczu wyzwań. I uwaga moje Moliki z czystą przyjemnością sięgnęłabym po kolejny tom. Ja oczywiście polecam.
Za cudny egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Wydawnictwu Nowa Baśń.
Ostatnio mam wrażenie, że coraz więcej jest książek o tej tematyce i jakoś wszystkie kojarzą mi się z Taylor Swift
masz trochę w tym racji 🙂