„Don” Monika Madej

Rosa Provenzano jest młodą, charyzmatyczną lekarką z perspektywą świetlanej kariery. Jej ojciec, znany, włoski prokurator, zapewnił córce świetny start. Ale wpływowi rodzice to nie zawsze gwarancja bezpieczeństwa i wspaniałego życia. Zmagając się z wrogami ojca, Rosa musiała nauczyć się bronić, dlatego od najmłodszych lat trenowała sztuki walki.

Pewnego wieczoru dziewczyna wybiera się z chłopakiem i swoją przyjaciółką do klubu. Tam dochodzi do incydentu z nieznanym jej mężczyzną, Tommasem Colettim, który jest młodym szefem mafii. 

Nagle życie Rosy runie jak domek z kart. Nie będzie już w nim chłopaka, przyjaciółki ani imprez w klubach. Nie będzie w nim nawet jej ukochanego San Francisco. Rosa zostanie porwana prosto spod szpitala i zmuszona do udzielenia pomocy bratu Tommasa. W ten sposób pozna rodzinę mafijną Colettich.  

Źródło opisu: https://wydawnictwoniezwykle.pl/don

Ci, co dobrze mnie już znają wiedzą (a ci, co dopiero do mnie zajrzeli, to się dowiedzą), że mam absolutną słabość do romansów mafijnych. Tak, tak jeszcze mi się nie przejadły 🙂 Dlatego też, gdy na horyzoncie pojawił się kolejny gangsterski motyw i to w dodatku debiutującej autorki, nie byłabym sobą, gdybym go nie poznała bliżej. W związku z powyższym serdecznie zapraszam na krótką recenzję intrygującego „Dona”

Autorka zabrała nas na spotkanie z bardzo barwną i ciekawą bohaterką. Ona – Rosa Provenzano – to piękna i temperamentna młoda kobieta, która jest bardzo dobrym chirurgiem. Wiedzie spokojne i wydawać by się mogło, szczęśliwe życie. Ma dobrą pracę i zdecydowanie kocha to, co robi. Mieszka w swoim mieszkaniu w San Francisco, ma przy swoim boku ukochanego Jonathana, który dzieli z nią wspólną pasję do boksu i ma także wierną przyjaciółkę, z którą uwielbia spędzać wolny czas. Jednak jeden wieczór sprawia, że szczęście Rosy pryska niczym bańka mydlana, a poukładane dotąd życie wywraca się nagle do góry nogami. Z dnia na dzień panna Provenzano porzuca swoje ukochane San Francisco, zostawiając wszystko za sobą i wyjeżdża do Włoch. Tam rzuca się w wir pracy, aby tylko nie dopuścić do siebie bolesnych wspomnień. Wszelkimi sposobami próbuje poukładać swoje życie na nowo, aż pewnego dnia spod szpitala zostaje…………. porwana.

„Don” to dla mnie bardzo udany debiut. Autorce należą się brawa za wykreowane postacie. Rosa jest dla mnie fenomenalna, jej odwaga, przebojowość i poczucie humoru rozkładały mnie na łopatki. Uwielbiam takie bohaterki, które mają w sobie prawdziwą ikrę, a nie takie, które są zahukane i przepraszają wszystkich, że żyją. Dialogi Rosy i Tommaso doprowadzały do tego, że niejednokrotnie śmiałam się na głos. Zresztą relacja Pani doktor z wielkim Donem, również zasługuję na dużego plusa, ich uczucie rodziło się stopniowo i niespiesznie nabierało rozpędu, a nie od razu ich znajomość zaczynała się od łóżka. Całą historię czyta się miło i przyjemnie, a pewna uknuta intryga nadała prawdziwego smaczku i nutki tajemniczości. Jednak jakbym miała wskazać minus tej książki, to zdecydowanie powiedziałabym, że jest nim zakończenie. Ono mnie po prostu powaliło, Pani Moniko jak można skończyć w takim momencie, no jak??? Moje czytelnicze serducho, aż chyba na ułamek sekundy się zatrzymało! Oczywiście to delikatny żarcik, jak mawia moja córka i szczerze gratuluje takiego debiutu. Podsumowując rozpoczęcie przez autorkę cyklu „Famiglia”, wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie i z prawdziwą przyjemnością poznam kolejne części.

Za możliwość poznania tej historii dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu