„Moody. Historia jednego masażu” Penelope Ward

Kiedy Wren McAllister przyjmowała zlecenie na masaż, nie przypuszczała, że wypadki potoczą się takim torem. Po przyjeździe do domu klienta od razu zauważyła, że to zamożny człowiek. Nie spodziewała się jednak, że Dax Moody jest do tego tak przystojnym – choć wyjątkowo tajemniczym – mężczyzną. Masażu mu ostatecznie nie zrobiła, a wizyta zakończyła się bardzo nieprzyjemnie. Najdziwniejsze jednak było to, że wkrótce Moody ponownie zamówił masaż i poprosił, by wykonała go właśnie Wren. Tym razem spotkanie przebiegło w przyjaźniejszej atmosferze. Zaczęli ze sobą rozmawiać i nawiązała się między nimi delikatna nić porozumienia.

Podczas masażu Wren niełatwo było zachować profesjonalizm. Facet wyglądał niezwykle seksownie. Oboje szybko się zorientowali, jak wielkie wrażenie na sobie wywarli. Wydawało się, że uczucie wisi w powietrzu… Tylko że między nimi nic nie mogło się wydarzyć. W życiu Moody’ego – trudnym i pokręconym – nie było miejsca na miłość. Mimo wszystko Wren poszła za głosem serca. Została odtrącona. Pozostało jej pogodzić się z porażką. I przynajmniej próbować nie tęsknić.

Ta historia powinna się zakończyć, zanim sięgniesz po zakazany owoc…

Źródło opisu: https://editio.pl/ksiazki/moody-historia-jednego-masazu-penelope-ward,moodyh.htm#format/d

#Współpraca recenzencka

Choć bardzo lubię sięgać po twórczość autorki to w przypadku historii młodziutkiej Wren, która pracuje jako masażystka i tajemniczego Daxa Moody’ego, który ma obiekcję przed pierwszym w życiu masażem, jakoś do mnie niestety nie przemówiła. Początek zapowiadał fajną i jak to jest z książkami autorki słodko — gorzką historię, która praktycznie czyta się sama. Niestety, choć nie należy ona do zbyt długich, czytanie szło mi dość opornie. Wykreowana postać Wren była dla mnie zdecydowanie na plus natomiast Dax nie będzie należał do moich ulubionych bohaterów, dżentelmeńsko wycofany, młody wdowiec, niby czegoś pragnie, a jednak się do tego nie zabiera, a wręcz z samego założenia odtrąca. Oczywiście wraz z kolejnymi rozdziałami zaczynamy go bardziej rozumieć, ale jeśli miałabym być szczera, to główny powód jakoś do mnie nie trafił, tak jakby ten problem był wymyślony na siłę. Przyznaję, że w tym duecie to dla mnie Wren była bardziej tą starszą, dojrzalszą i z pewnością bardziej bezpośrednią osobą i nie powiem, kilka razy mnie to aż zdziwiło. Wydaje mi się, że trochę tego wszystkiego było tutaj za dużo. Strata najbliższych osób i trauma, problemy ze zdrowiem psychicznym, „zakazana” relacja, rodzinne konflikty, różnica wieku, walka o siebie, radzenie sobie z bólem, rozczarowanie i w końcu wielka miłość. „Moody” miało naprawdę spory potencjał i szczerze zamysł fabuły był całkiem ciekawy. Czekałam na to wielkie „coś”, ale no cóż, nie doczekałam się. Niemniej jednak nie żałuję poświęconego czasu na lekturę tej pozycji i gorąco zachęcam Was do wyrobienia swojego zdania na jej temat, bo doskonale wiecie moje Moliki, że to, co mi się nie podobało, nie oznacza, że nie znajdzie swojej rzeszy wiernych fanów.

Za możliwość zrecenzowania tej książki dziękuję Wydawnictwu EditioRed

„Moody. Historia jednego masażu” do kupienia na Bonito